zderzenie z rzeczywistością czyli wizyta w banku
jeśli
chcesz wrócić do lat 80siątych - polecam odwiedziny w banku
spółdzielczym.... może nawet król Ćwieczek nie czuł by się tam
specjalnie zagubiony.
tydzień temu wpadłam do bs na os. władysława
łokietka w poszukiwaniu bankomatu. nie ma. NIE_MA. wyobrażacie sobie
bank (choćby punkt bankowy) BEZ bankomatu?? to trzeba zobaczyć.....
dziś poszłam zapłacić czynsz. adm posiada konto właśnie w banku spółdzielczym
a moja mama nie wierzy w przelewy internetowe. zażądała pieczątki z
banku. jednak lojalnie uprzedziła co mnie czeka. jednak to co zastałam
przerosło moje najśmielsze oczekiwania.
najpierw kolejka po
druczek. zanim stanęłam zaryzykowałam pytanie w kasie - czy jest pani w
stanie na podstawie tego dokumentu przyjąć wpłatę i sporządzić nowe
potwierdzenie w płaty?? NIE.
powrót do kolejki po druczek. i pytanie
do urzędniczki (młoda dziewczyna. paznokcie wymalowane pierwotnie na
czerwono aktualnie lakier częściowo obleziony. nieestetyczny widok co
najmniej...) - czy może mi pani wydrukować takich druczków na
wpłatę czynszu więcej?? żeby moja mama będąca inwalidką narządów ruchu
nie musiała za każdym razem stać w kolejce.
NIE. każdorazowo trzeba odstać swoje. jedyne co pani była w stanie mi doradzić to dokonywanie
opłat przelewem z innego banku. no właśnie to samo proponowałam mojej
mamie... odebrałam mój druczek (drukarka igłowa cienki papier - technika
jak przed 20 laty....) i udałam się w druga kolejkę - tym razem do
kasy. tylko cholerra co jest?? czynna jedna kasa a jeszcze chwilę temu
czynne były dwie!! pani kasjerka otóż udała się spożyć śniadanie. ne
zostawiła ani tabliczki "kasa nieczynna" ani nie dostrzegłam
umieszczonej w widocznym i łatwo dostrzegalnym miejscu na oknie kasowym
informacji o przerwie śniadaniowej. obiadowej. czy jakiejkolwiek innej.
przypomniał mi się film śp Stanisława Barei i scena na poczcie gdy pani
na hasło "albo jedzenie albo praca" zatrzasnęła okienko przed nosem
klienta i ostentacyjnie oddała się pożeraniu truskawek. maczając je w
cukrze. który był wówczas na kartki.
odczekałam więc w drugiej
kolejce - do jedynej czynnej kasy. wielka dama przyjęła mój druczek w
swe upierścienione dłonie (nikt nie pouczył że nadmiar biżuterii jest
nieelegancki??) a zapytana czy byłaby w stanie wygenerować taki dokument
na podstawie danych odbiorcy tak jak dzieje się to w innych bankach
nadęła się godnie i oświadczyła iż to zajmowałoby jej za dużo czasu. na
moją uwagę iż w pko wbk czy w aliorze takie procedury są stosowane i
wpływają pozytywnie na jakość obsługi - klient stoi w jednej kolejce
jeden raz i nie musi biegać między okienkami i wystawać w kolejkach -
odęła się jeszcze godniej i oświadczyła że "taki mamy SYSTEM". ta. jak
za komuny - pomyślałam. a pani dodała iż przecież mogę korzystać z usług
innych baków. tyle że będzie mnie to kosztować. no nie - w moim banku
nie pobiera się prowizji za opłaty.
zresztą... wolę zapłacić za
przelew niż tracić czas. w końcu czas to pieniądz. a w banku
spółdzielczym czasu petenta się nie szanuje.
do tego w siedzibie
placówki panuje potworny upał. pracownicy w cienkich sweterkach a nawet w
bluzeczkach z krótkimi rękawkami za to petenci upoceni jak myszy.
przecież mamy grudzień i na wyjście do miasta ubieramy się ciepło.
ja rozumiem dbałość o pracowników.
czas chyba jednak zadbać o klientów. bo ich bank spółdzielczy rzeczywiście utraci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz