poniedziałek, 13 lutego 2012

lichy dywanik w burzliwą noc

aż wreszcie ostatniej nocy lutego gdy na dworze rozszalała się wichura i ulewa dzwonek do drzwi wyrwał ją z zamyślenia. z niesmakiem pomyślawszy "a kogóż to Licho niesie??" wstała od stołu w swym gabinecie i szurając kapciami-misiami powlokła się otworzyć.
uchyliła drzwi. nikogo. jednak dzwonek nadal dzwonił. "w złą minutę o Lichu wspomniałam" pomyślała czarodziejka zatulając się szczelniej nadgryzionym przez mole swetrem i wyglądając za próg. w przycisk dzwonka zatknięta była zapałka a pod ścianą rzucony tłumoczek. chwyciła z lekkim obrzydzeniem mokry supeł i stwierdziwszy że to jakaś szmata dość gruba krzyknęła w mrok "Licho!! co mi po jednej zapałce?? zapalniczkę mogłoś zostawić!! a nie stary dywanik...."
odpowiedział jej tylko chichot Licha i lekki grzmocik. albo Licho nadal lubi głośno znikać albo ma gazy - pomyślała i wrzuciła ociekający wodą tłumok do suszarki. włączyła program bardzo delikatnego suszenia bo a nuż to co brała za stary dywanik okaże się moherowym przytulnym kocykiem lub swetrem?? bo nade wszystko potrzebowała ciepła. zastanawiając się po co jej stary brudny dywanik (bo może to jednak nie sweter...) i co znowu za numer jej Licho wykręciło wróciła do swoich zajęć. odpisała na kilka maili od strapionych i porzuconych gdyż doradzić dobrze zawsze umiała (tylko nie sobie - taka przypadłość czarodziejek). opracowała kilka mikstur magicznych dla nieszczęśliwie zakochanych. takich co to zapomnienie przynoszą i ból serca łagodzą. obejrzała jeden z ulubionych filmów. "pół żartem pół serio". mogła go oglądać zawsze. posłuchała Metalliki i pośpiewała z Presleyem. jakoś tak srodze nad ranem gdzieś w okolicach trzeciej przypomniała sobie o dywaniku w suszarce. ups.... może warto go obejrzeć?? może Licho wreszcie coś fajnego jej przyniosło?? bo dotychczas to z prezentami Licha był raczej kłopot.
nieco już zaspana poczłapała do pralni. suszarka mrugała światełkiem "gotowe". dziewczyna otworzyła drzwiczki i bez przekonania sięgnęła po wysuszony dywanik. dłoń natrafiła na coś dość miękkiego i przyjemnego w dotyku. futerko?? "a na cóż mi dywanik z czarnego futerka??" zapytała na głos sama siebie. dywanik odpowiedział "MIAU" i spojrzał na czarodziejkę zielonymi ślepiami.
"o-matko-do-ciebie-KOT..." jęknęła czarodziejka i pognała z puchatym zawiniątkiem do swego gabinetu. położyła to-to na stole i zaczęła rozsupływać. łapki... uszka... ogonek... no... KOT!! futro nastroszone naelektryzowane po suszeniu. pobłogosławiła siebie za ten program delikatnego suszenia... oczka zielone kocie patrzą dość nieprzytomnie.
"nakarm mnie i ogrzej czarodziejko" powiedział Kot.
"gadający Kot.... idealne dopełnienie czarodziejki" powiedziała do Kota i wziąwszy zwierzątko pod pachę poszła do kuchni.
tym razem w lodówce miała nie tylko światło.
na świecie szalała wichura i śnieg z deszczem a czarodziejka karmiła w ciepłej kuchni czarnego Kota.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz