czwartek, 31 grudnia 2015

pożegnanie

jak perkolator może zawieść?? co trzeba spieprzyć żeby nie zrobił kawy??!! - wściekła się czarodziejka patrząc podejrzliwie na najprostsze urządzenie do parzenia kawy. 
a jednak. w zbiorniczku była znikoma ilość upragnionego napoju a imbryk podejrzanie parował i coś szeptał złowieszczo. pozwoliła mu ostygnąć i ponownie zabrała się do przyrządzania kawy. 
"czarodziejka vs kawa starcie drugie" - napisała do znajomego. 
po kilku minutach z ulgą przelewała smolisty pachnący upojnie płyn z perkolatora do ukochanego zielonego kubeczka.
i wtedy właśnie z impetem do kuchni wpadło Licho i wrzeszcząc rzuciło się obejmować czarodziejkę. gipsem trąciło..... oczywiście nie zauważyło......
zielony ukochany kubek runął na podłogę..... 
czarodziejka klęczała nad skorupkami leżącymi w kałuży kawy jak we krwi.
krzyczała i płakała......
płakała nie dlatego że kubeczek był od Zapieckowego......
był ostatnim prezentem od niego. wymuszonym oczywiście. po prostu powiedziała że chce ten kubek. zielony. w koty. gdyby on jej go nie kupił - sama by sobie kupiła. po prostu chciała go mieć.
a jednak. kupił.
potem wypomniał. jak wszystkie inne prezenty. 
jak imbryczek z filiżanką na pierwszą wspólną gwiazdkę. filiżanka od początku była pęknięta.
jak telefon. nie miał androida. 
jak poduszka z helołkitty......
to że dał i wypominał było przykre ale nie bolało tak bardzo jak to co zrobił z prezentami od niej.....
nad trupkiem zielonego kubeczka opłakiwała obrączkę którą mu dała. srebrny pierścień z Runami. nosił na szczęście i jako symbol ich związku. jedynego prawdziwego i nierozerwalnego. 
obrączkę z Runami oddał tamtej. nowej miłości. czarodziejce kłamał że zgubił. że zostawił w pracy. 
sam nosił już grubą goldzianę. też kłamał czarodziejce że to pamiątka po Babci. znaleziona w kieszeni spodni. a przecież ona prała jego spodnie. sprawdzała kieszenie żeby czegoś nie wyprać przypadkiem...... jakimż trzeba być idiotą żeby tak beznadziejnie kłamać.......
opłakiwała bransoletkę z czarnych koralików. pracowicie splatała ją dla niego. bo było mu go żal. że spędza te święta sam. w wielkanoc nikt nie powinien być sam przecież. w żadne święta. więc długo w noc zszywała tę bransoletkę. a on oddał ją tamtej..... bo nie był sam w te święta. chwalił się światu swoim urlopikiem z nową miłością. 
miłością której przed czarodziejką zapierał się od grudnia do kwietnia. nawet gdy pokazała mu zdjęcia jakie dostała od wspólnych znajomych. 
jakimż trzeba być idiotą żeby tak beznadziejnie kłamać......
jakaż to miłość którą się zdradza.
jakaż to miłość której się zapiera.
łkała czarodziejka zbierając skorupki zielonego kubeczka. 
nie zauważyła że któryś z odłamków skaleczył ją.
patrzyła zdziwiona jak krew miesza się z kawą......
płakała. 
nie z bólu. nie z żalu nad utraconą miłością. tu już nie było nad czym. bo żadna prawdziwa miłość innej nie szuka. innej nad nią nie przedkłada. 
płakała bo doprawdy przykro jest stwierdzić że tak długo zamiast kota hodowało się świnię.......

happy new year.......
for all


niedziela, 27 grudnia 2015

sukienkowe CzaryMary


sterany wojną wygnaniec syryjski spał spokojnie w chłodnej bawarii uśmiechnięty po rozmowie z czarodziejką.
robiący wyższego stopnia specjalizację z rozwalania smartfonów algierczyk spał spokojnie w ciepłej algierii śniąc o kawie której jego zdaniem ona pić nie powinna. 
wysokich lotów bohater wieży kontrolnej w bagdadzie spał bardzo niespokojnie śniąc o własnym haremie blondynek podobnych do czarodziejki. 
a sama czarodziejka siedziała w swoim prywatnym salonie w zielonym fotelu z zielonym kubkiem w dłoni. w kubku nie było zielonej herbaty tylko czarna kawa. to co że w środku nocy?? skoro się nie zdążyło wypić drugiej za dnia....
słuchając Anki przypomniała sobie rozmowę z MauąWiedźmą. o dzieciach. bo MauaWiedźma kochała świat. miała serce wielkości dorodnej szynki. kochała swoją pracę. rodzinę. przyjaciół. ale nade wszystko kochała dzieci. i choć wszystkie okoliczne zaprzyjaźnione traktowała jak własne to jednak..... własne. no właśnie.
no więc MauaWiedźma opowiadała jak to przyjaciółka życzyła jej świątecznie "....i choć jedna "sukienka"..."
- no tak - wtrąciła czarodziejka - Licho też miało nosić sukienki. falbanki koronki te sprawy. kokardeczki spineczki. junoł. najlepiej uziowe.....
- aha. a nosi glany i dżiny - roześmiała się MauaWiedźma.
- pół biedy że glany są czerwone a dżiny w różyczki - pocieszyła się czarodziejka.
zajechały wtedy właśnie pod cmentarz. nie wszystkie wiedźmy mają wstęp w Zaświaty. a Ktoś czekał na MauąWiedźmę.
te "sukienki" to tak jakby przyklepane..... - myślała czarodziejka siorbiąc kawę wśród nocnej ciszy.
ale że z natury była dość niecierpliwa i ciekawska i nade wszystko lubiła WIEDZIEĆ - no w końcu była wiedźmą..... ;) - wezwała posiłki.
- przepraszam za kota - powiedziała DobraMoc - zawsze się wepchnie. - z niechętnym prychnięciem odsunęła miseczkę buraczków którymi ostatnio opychała się bez pamięci czarodziejka i na uwolnionej części stołu usadziła dorodnego czarnego kota. Bonito machnął ogonem i przyjrzał się śpiącym arabom.
- skąd ty ich bierzesz?? - mruknął do czarodziejki.
- złożyłam zamówienie na "bruneta życia" - odpowiedziała.
- i trochę za dobrze ci wyszło - ni to zapytał ni stwierdził kot.
- jak zwykle. jestem skuteczna. i nie zaglądaj mi w myśli - roześmiała się czarodziejka.
DobraMoc w tym czasie poczęstowała się lipową herbatką obficie i wyjęła Runy.
- no to wychodzą nam dwie "sukienki"..... - stwierdziła wyciągając kamień ze znaczkiem.
- ale że już?? - podskoczyła w fotelu czarodziejka.
- nie..... ale chwilę potem. - podpowiedział DobrejMocy drugi kamyczek.
- a mnie to tak chodzą po głowie bliźniaczki albo szybko jedna po drugiej - czarodziejka zabrała z kociego pyska kamyczek.
- raczej szybko jedna po drugiej - DobraMoc zagarnęła kamyczki do woreczka.
- no tak. bliźnięta raczej w rodzinie nie występują. - wiedźmy też czasem kierują się logiką.

- skąd tu tyle róż?? - DobraMoc nieco przytomniej rozejrzała się po salonie czarodziejki.
- SunnyBoy je znosi. codziennie ścina jedną ze swojego "ogródka" i mi przynosi. nadaje im imiona.
- oczekujesz jakiegoś konkretnego imienia?? - domyśliła się DobraMoc.
- owszem. nie jestem przecież dobrą wróżką - roześmiała się czarodziejka i zapakowała spory bukiet białych róż dla koleżanki.
DobraMoc udała się do domu znikając po prostu. zabrała ze sobą własnego czarnego kota podarowany pęk róż i czarodziejkową packę na muchy. doskonały środek do przywracania mężczyznom jasności myśli.

a czarodziejka wróciła do pilnowania arabskich snów i przypominania sobie jak to wymyślała Licho.
z blond loczkami w uziowych kokardkach.
loczki mogły być po dziadku.
ale po kim Licho miało być blondynką??!!
przecież musiało być orzechowe.......

DobraMoc zbiera kamyczki - może jakiś pod kocim ogonem Boniego się schował.
całkiem przypadkiem rzecz jasna...... ;)

sobota, 26 grudnia 2015

miłosne jemiołowe zamotki

w przyszłym roku sama ścinam jemiołę - mruczała czarodziejka pod nosem choć wspomnienie brązowego spojrzenia PanaOdJemioły grzało jej serduszko.
fot.internet

pracowicie motała pęk jemioły czerwoną rafią pod czujnym okiem MauejWiedźmy.
przecież obiecała MauejWiedźmie miłość. i gdy ta przyszła - należało ją wesprzeć.
więc spory pęk jemiołowych gałązek omotywała grrubo czerwoną rafią szepcząc przy tym zaklęcia.
- słuchaj - zagaiła MauaWiedźma widząc że czarodziejka solidnym supłem związała rafię i zaklęcia - a nie możesz ty sobie jakiejś miłości namotać??
- no może i mogę - zastanowiła się czarodziejka. - może i powinnam namotać sobie jakiegoś gorącego bruneta.
a wtedy odezwało się Przeznaczenie "ty już go masz". i sobie poszło nie odpowiadając na pytanie czarodziejki "ale który to??!!".
westchnęła tylko i zawiesiła magiczny pęk u futryny. niech rozsnuwa swą Moc.
przecież to 25. grudnia. dzień zawieszania jemioły.


verry merry xmas everyone :D