niedziela, 27 grudnia 2015

sukienkowe CzaryMary


sterany wojną wygnaniec syryjski spał spokojnie w chłodnej bawarii uśmiechnięty po rozmowie z czarodziejką.
robiący wyższego stopnia specjalizację z rozwalania smartfonów algierczyk spał spokojnie w ciepłej algierii śniąc o kawie której jego zdaniem ona pić nie powinna. 
wysokich lotów bohater wieży kontrolnej w bagdadzie spał bardzo niespokojnie śniąc o własnym haremie blondynek podobnych do czarodziejki. 
a sama czarodziejka siedziała w swoim prywatnym salonie w zielonym fotelu z zielonym kubkiem w dłoni. w kubku nie było zielonej herbaty tylko czarna kawa. to co że w środku nocy?? skoro się nie zdążyło wypić drugiej za dnia....
słuchając Anki przypomniała sobie rozmowę z MauąWiedźmą. o dzieciach. bo MauaWiedźma kochała świat. miała serce wielkości dorodnej szynki. kochała swoją pracę. rodzinę. przyjaciół. ale nade wszystko kochała dzieci. i choć wszystkie okoliczne zaprzyjaźnione traktowała jak własne to jednak..... własne. no właśnie.
no więc MauaWiedźma opowiadała jak to przyjaciółka życzyła jej świątecznie "....i choć jedna "sukienka"..."
- no tak - wtrąciła czarodziejka - Licho też miało nosić sukienki. falbanki koronki te sprawy. kokardeczki spineczki. junoł. najlepiej uziowe.....
- aha. a nosi glany i dżiny - roześmiała się MauaWiedźma.
- pół biedy że glany są czerwone a dżiny w różyczki - pocieszyła się czarodziejka.
zajechały wtedy właśnie pod cmentarz. nie wszystkie wiedźmy mają wstęp w Zaświaty. a Ktoś czekał na MauąWiedźmę.
te "sukienki" to tak jakby przyklepane..... - myślała czarodziejka siorbiąc kawę wśród nocnej ciszy.
ale że z natury była dość niecierpliwa i ciekawska i nade wszystko lubiła WIEDZIEĆ - no w końcu była wiedźmą..... ;) - wezwała posiłki.
- przepraszam za kota - powiedziała DobraMoc - zawsze się wepchnie. - z niechętnym prychnięciem odsunęła miseczkę buraczków którymi ostatnio opychała się bez pamięci czarodziejka i na uwolnionej części stołu usadziła dorodnego czarnego kota. Bonito machnął ogonem i przyjrzał się śpiącym arabom.
- skąd ty ich bierzesz?? - mruknął do czarodziejki.
- złożyłam zamówienie na "bruneta życia" - odpowiedziała.
- i trochę za dobrze ci wyszło - ni to zapytał ni stwierdził kot.
- jak zwykle. jestem skuteczna. i nie zaglądaj mi w myśli - roześmiała się czarodziejka.
DobraMoc w tym czasie poczęstowała się lipową herbatką obficie i wyjęła Runy.
- no to wychodzą nam dwie "sukienki"..... - stwierdziła wyciągając kamień ze znaczkiem.
- ale że już?? - podskoczyła w fotelu czarodziejka.
- nie..... ale chwilę potem. - podpowiedział DobrejMocy drugi kamyczek.
- a mnie to tak chodzą po głowie bliźniaczki albo szybko jedna po drugiej - czarodziejka zabrała z kociego pyska kamyczek.
- raczej szybko jedna po drugiej - DobraMoc zagarnęła kamyczki do woreczka.
- no tak. bliźnięta raczej w rodzinie nie występują. - wiedźmy też czasem kierują się logiką.

- skąd tu tyle róż?? - DobraMoc nieco przytomniej rozejrzała się po salonie czarodziejki.
- SunnyBoy je znosi. codziennie ścina jedną ze swojego "ogródka" i mi przynosi. nadaje im imiona.
- oczekujesz jakiegoś konkretnego imienia?? - domyśliła się DobraMoc.
- owszem. nie jestem przecież dobrą wróżką - roześmiała się czarodziejka i zapakowała spory bukiet białych róż dla koleżanki.
DobraMoc udała się do domu znikając po prostu. zabrała ze sobą własnego czarnego kota podarowany pęk róż i czarodziejkową packę na muchy. doskonały środek do przywracania mężczyznom jasności myśli.

a czarodziejka wróciła do pilnowania arabskich snów i przypominania sobie jak to wymyślała Licho.
z blond loczkami w uziowych kokardkach.
loczki mogły być po dziadku.
ale po kim Licho miało być blondynką??!!
przecież musiało być orzechowe.......

DobraMoc zbiera kamyczki - może jakiś pod kocim ogonem Boniego się schował.
całkiem przypadkiem rzecz jasna...... ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz